Strony

wtorek, 19 października 2010

Utalentowane dzieci - audycja life ;)

Nasz debiut radiowy... fundacja na fali radia eR:)
Zostaliśmy zaproszeni do rozmowy na temat rozwoju dzieci szczególnie utalentowanych. 40 minut na antenie, dyskusja, inspiracja, swoiste zaistnienie w świadomości większej rzeszy odbiorców... brzmi kusząco:) Rozmowa była interesująca, momentami porywająca i emocjonująca. Podzieliliśmy się naszą historią, doświadczeniami, mieliśmy przestrzeń na podzielenie się swoimi planami i obecnymi działaniami. Ogólnie jestem zadowolona, jak na pierwszy raz i to w pełnym wymiarze...
A przy okazji, marzenia się spełniają i nawet wystąpienie w rozgłośni urzeczywistnia się w niesamowity sposób.

poniedziałek, 11 października 2010

Grządki i porządki

Z lekkim poślizgiem zamieszczam posta, bo właśnie odkryłam, że się ukrył:)
Jakiś czas temu zrobiliśmy naszą pierwszą biodynamiczną grządkę. Taką profesjonalną.
Zaczęło się niewinnie, jak zwykle w takich przypadkach od rzuconego od niechcenia pomysłu. Kawałek ziemi dostaliśmy w ogródku u Jacka rodziców na wsi. Ziemia jest tu bardzo piaszczysta, ale nas to zupełnie nie zraziło. Zaczęliśmy od jej przygotowania. Znaleźliśmy w jednej z naszych mądrych książek jak to zrobić. Potrzebowaliśmy gałęzi, słomy i trochę ziemi. Gałęzie dało się zebrać z drzew, których sporo jest na działce. Po słomę pojechaliśmy do znajomych rolników. Kiedy zapytaliśmy o ziemię okazało się, że syn tych znajomych jest dyrektorem w tartaku i chętnie udostępni nam ziemię, która została wymieszana z trocinami. Zaopatrzyliśmy się w nasiona i przystąpiliśmy do formowania grządek. Wykopaliśmy darń, na dnie ułożyliśmy połamane gałęzie, na to odwróconą korzeniami do góry darń potem suche liście i ziemię. Wsadziliśmy nasionka zgodnie z zasadami sąsiedztwa (np. lubią się: marchewka z rzodkiewką, cebula z koperkiem a także z ogórkiem, dynia z fasolą....nie lubią się: marchewka z buraczkiem, cebula z marchewką i również rzodkiewką) i całość przykryliśmy słomą jak ciepła kołderką aby chroniła nasze dzieciątka przed wysychaniem. Później wydarzenia zabrały nas do miasta, na budowę ze słomobeli, na ślub siostry Jacka, potem rzuciły na szkolenie do Rumunii, przytrzymując z dala od grządek na ponad miesiąc.


Wróciliśmy....grządki były bujnie zielone.... zarośnięte w większości zbożem ze słabo wymłóconej słomy. Jedynie dynia i rzodkiewki wyśmienicie poradziły sobie w tych warunkach i nad podziw obrodziły. Przy dalszym pieleniu odkryliśmy koperek i marchewkę. Pierwsze grządkowe szlaki przetarte. Chcemy zostawić rzodkiewki na nasiona na następny rok, żeby mieć już swoje zaplecze. Co teraz nam pozostało, czekać na dynię i przygotować ziemię na przyszły sezon.

Czego się nauczyliśmy:
- słoma musi być dobrze wymłócona,
- niektóre rośliny potrzebują do przebicia więcej przestrzeni i na czas kiełkowania trzeba odsunąć słomę.
- Ważne jest w jakim dniu się sieje – zaobserwowaliśmy to porównując dynie na dwóch grządkach, jedne były siane w dniu korzenia, a drugie w dniu owocu (według biodynamicznego kalendarza księżycowego). Różnica jest znacząca.
- Wydaje się nam, że używając tylko i wyłącznie swoich nasion można „nauczyć” swoje warzywa na drodze ewolucji z pokolenia na pokolenia aby świetnie radziły sobie ze słomą.

Wsi spokojna...

Kilka dni temu wybraliśmy się na Roztoczańską wyprawę do wsi Hołużne. Droga sukcesywnie się zwężała sprawiając wrażenie końca świata. Jakże przyjemnie przenieść się w sielskie klimaty polskiej wsi. W tamtych rejonach tereny są urozmaicone, trochę wzniesień i dolinek, strumyków płynących stawów błyszczących, wciąż sporo krów muczących. Gospodarstwa są rozsiane po wsi, jak za dawnych czasów, sklepu nie ma, kościoła chyba też. Siedlisko, a w sumie już wspomnienie po nim kiedyś zarastał jabłonkowy sad, niestety właściciel, od jabłek wolał jabole więc drzewek zostało już tylko kilka. Te pare sztuk obrodziło mnóstwem jabłek, niesamowite bogactwo starych odmian, a owoce imopnujące, duże, soczyste i przepyszne. Trudno uwierzyć, że ktoś na własne życzenie wykarczował tyle dobra. Choć obserwacje i rozmowy wskazują, że to całkiem nie rzadka polityka, jakieś dziwne zamiłowanie do betonu i pustyni, a natura na pocztówce i internecie :)

piątek, 8 października 2010

jabłka z procentami

tym razem zabraliśmy się za wino jabłkowe, zwane jabcokiem :) Jak to wino, najpierw pożywka i drożdże winiarskie z wodą i cukrem w ciepłych pieleszach stoją przez kilka dni. Później wielkie ukręcanie jabłek, my zastosowaliśmy ręczną maszynkę do mięsa. Jabłka z drożdżami dziś postawiliśmy pod przykryciem. Jutro będziemy przecedzać miąższ.... i odstawimy sok razem z cukrem i zatkamy korkiem z rurką. A później już tylko nalezy cierpliwie czekać:)

wtorek, 28 września 2010

czas czyni cuda:)

pierwsza degustacja naszego porzeczkowego wina... pyszne. Kolor głęboki, zapach owoców dojrzewających w słońcu, konsystencja odpowiednia i smak... Hmm wytrawno - słodki z posmakiem owocowym. Przyjemny i bogaty. Łyk ambrozji pieści podniebienie, gdzie malutkie bąbelki dodają doznań smakowych, później rozgrzewa gardło i serce. Chętnie wypiłoby się więcej, ale to jeszcze nie koniec dojrzewania naszego wina, a jak wiadomo im starsze tym lepsze. Czas po prostu czyni cuda, przemieniając owoce w wino:) Teraz będziemy zlewać wino już bez moszczu, a owoce zawekuje i będą jak znalazł do urodzinowego tortu:)

piątek, 24 września 2010

pasożytnikosy

Teraz przymierzam się do tygodnia pod znakiem tłuczenia życia wewnętrznego, czyli wielkie wygnanie nieproszonych gości. Przepis jest bardzo prosty:
50g tymianku
50g kłącza tataraku
50g korzenia omanu
25g liści mięty pieprzowej
25g liści orzecha włoskiego
10g piołunu
2 łyżki mieszanki zalać 2-3 szklankami wrzątku w termosie. Po godzinie można już pić po pół szklanki 3 razy dziennie między posiłkami.
Ruszamy od poniedziałku, zobaczymy jak będzie to działało.

wtorek, 21 września 2010

oceto jablonico

dziś oficjalne zlanie octu... pycha:) ten kolor, aromat i smak. Możemy śmiało powiedzieć, że akcja ocet zakończyła się sukcesem, teraz ruszymy z dalszą produkcją. Płyn się pięknie wyklarował i przybrał żółty słoneczny kolor, odstawiliśmy go teraz na kilka dni w ciemne ciepłe miejsce, choć już konsumujemy:) Jutro zadebiutuje na stole razem z sałatą... Tak wiele przyjemności sprawia jak samemu się coś zrobi, tym bardziej jeśli to jest pierwszy raz. Mamy też praktyczne uwagi, warto zaopatrzyć się w dużą gazę lub skonstruować lejek z gazy czy czegoś w tym rodzaju, ponieważ przefiltrowywanie jest troszkę żmudną pracą... ale warto:) Oprócz satysfakcji mamy płyn naprawdę zdrowy i wszechstronny. Można nawet używać do mycia okien - bez smug:) Oczywiście wypróbuję.

poniedziałek, 20 września 2010

pojawiamy się

to tu to tam... spotkania, rozmowy, czasem nawet pisemne umowy ;) inspiracje, plany i działania. Zostaliśmy już nawet oficjalnie zlinkowani: http://www.albert.lublin.pl/ces/bractwo-milosierdzia,index,aktualnosc-67 :) Tak można byłoby w największym skrócie opisać ostatnie miesiące naszych działań. Powoli, a nawet całkiem szybko zauważam pierwsze owoce naszych zasiewów. Ludzie nas pamiętają, chętnie pomagają i chcą z nami współpracować, aż się chce więcej i więcej i więcej... robić. Po budowaniu i odwiedzinach w drodze powrotnej zawitaliśmy do lublina. Wrzuciliśmy się w wir telefonów, planów i spotkań. Fundacja na tapecie i plany realizacji celów statutowych. Jak już będzie się czym chwalić to napiszę słów kilka. Dodatkowo w międzyczasie wyskoczył nam mały remoncik, choć z lekkimi spięciami, aż korki wywaliło, ale pokój jest naprawdę przytulny :) Zaczynamy się specjalizować w drobnych remontach, a dodatkowo mamy z tego niezłą frajdę. Po prostu bierzemy co nam życie daje, choć czasem trudno od razu rozgryźć o co w tym "wszystkim" chodzi. Może jest tutaj lekki chaos, ale to obecny stan mojego umysłu z którym dzielę się może w celach terapeutycznych bo jak będzie nas już przynajmiej dwoje to mam 50% mniej chaosu... kuszące prawda. Nie ma to jak blog:)

piątek, 17 września 2010

miło przeżywać fajne rzeczy nawet gdy szybko się kończą


Wierzę, że jest możliwe wybudowanie w ciągu 5 dni małego domku, wymaga to sprawnej organizacji, dobrej pogody i zgranego zespołu. Nam przeszkodziła pogoda i trudności w ogarnięciu w tak krótkim czasie 50cio osobowej grupy ambitnych w różnym wieku, z odmiennym doświadczeniem uczestników warsztatów... ale i tak końcowy efekt był imponujący:)

Tak jak pisałam wcześniej pojechaliśmy do Badowa do Violi i Ryśka na wydarzenie warsztatowe zwane Ziemioluby:) które wspieraliśmy będąc wolontariuszami. Od rana zajmowaliśmy się obejściem, organizowaniem sprawnej pracy warsztatowiczów, obsługą kompostowego kibelka, sprzątaniem, myciem garów i gotowaniem. Mieliśmy też oczywiście czas na uczestniczenie w warsztatach, imprezach wieczornych, wykładach i projekcjach filmowych oraz na dokumentowanie całego wydarzenia - podzieliliśmy się z Jackiem na dwie grupy;). Tom Rijven przeniósł nas w niezwykły świat sztuki budowalanej w technice strawbale. To co można wyczarować ze słomy i gliny jest po prostu przepiękne. Zakochałam się w tej technice i tym co można wyczarować z tych tak przecież podstawowych i ogólnie dostępnych materiałów. Technika jest prosta i tania, a co najważniejsze naturalna, szybka w budowie, niezwykle zdrowa i ekonomiczna w użyciu. Aż podziw bierze, że jest tyle zalet:) Rozpoczęliśmy budowę niewielkiego domku (ok 21m2) na planie heksagramu w autorskiej technice Toma zwanej Flexagon. W ciągu pięciu dni postawiliśmy ściany, wstawiliśmy okna i dosłownie zabrakło dnia lub dwóch na postawienie dachu. W planach był dach ale trochę padało no i zarządzenie prawie 50 osobową grupą też było nie lada wyczynem.

Równolegle odbywały się warsztaty permakultury. Łukasz Nowacki zaszczepił w nas, chyba za pomocą seed balls'ów:) paradygmaty Permakultury. Łukasz ma imponującą wiedzę i mimo młodego wieku niezwykłe doświadczenie w tej tematyce. W sposób nadzwyczaj swobodny i bardzo elokwentny wprowadził nas w świat budowania własnej przestrzeni życiowej w harmonii z naturą, samowystarczalnego życia, ogrodów leśnych oraz roślin, bakterii i grzybów. Mieliśmy wycieczki terenowe, poznawaliśmy lokalną florę, przygotowywalismy grządki, posadziliśmy ogród leśny, zrobiliśmy seed bals'y według przepisu Masanobu Fukuoki, zbudowaliśmy toaletę kompostową i prysznice, pryzmę kompostową ze zbiornikiem w której przepływająca woda, osiągała temp. 55 st C.... już drugiego dnia, szok!!!

Nasze brzuszki i nawyki żywieniowe były pod opieką Kasi Rączki, która wyczarowywała przepyszne zdrowe potrawy. Zainspirowała nas do pewnych modyfikacji naszej diety i podzieliła się swoją obszerną wiedzą na temat zdrowia, jedzenia i dbania o siebie:).... pełni entuzjazmu i nowych inspiracji wróciliśmy do miasta... zintegrować masę nowej wiedzy, ogrom pomysłów i doświadczeń. Zarysować kolejne kroki i plany i ruszyć w kierunku ziemii ...;)

Byli tez goście. O permakulturze powiadali Monika i Andrzej z Pryszczowej Góry, którzy wpadli na jeden dzień. Przyjechali też Słoma i Nicole z Dąbrówki. Nicole zaprezentowała nam EMy a Słoma dał koncert przy ognisku.

Obiecuję napisać więcej a Jacek przyrzekł, że wstawi zdjęcia....uff będzie się działo...

sobota, 11 września 2010

w tzw międzyczasie

Prosto ze szkolenia w Nałęczowie ruszamy na warsztaty do Badowa, gdzie będzie niezła naturalna budowa ;) Od rana się organizujemy, jak zwykle mamy mnóstwo do zrobienia a czas ma taką dziwną właściwość, że poddaje się upływającym godzinom. Jeszcze busik się przydał do małej przeprowadzki, bezproblemowo weszło do niego łóżko i szafki. Chłopaki trochę się musieli pogimnastykować, ale akcja zakończyła się sukcesem. Ostatnie korzystanie z sieci, wpis na bloga i przed nami szeroka droga..;) Takie dziś tylko pourywane wątki, ale zaznaczam swoją obecność i zbieram myśli do dłuższych wpisów, ale to już po powrocie.

środa, 8 września 2010

Wielki powrót... :)

.... busika, którym ruszamy na warsztaty:) Jutro rano do Nałęczowa na zagłębienie się w istotę źródeł.... finansowania NGO'sów. A już w sobotę jedziemy do Badowa na budowę:) Dokładnie warsztaty z biobudownictwa, permakultury i zdrowego żywienia, jednym słowem będzie się działo. mamy wybudować mały domek pod przewodnictwem Toma Rijvena,w tajniki permakultury będzie nas wprowadzał Łukasz Nowacki, a gotować będziemy z Katarzyną Rączką. Osobiscie mam nadzieję na poszerzenie i zagłębienie się w te tematyki, bym mogła się później podzielić z wami:)... mam niezłą mobilizację i to prawie wyłącznie wewnętrzną. Trzymajcie kciuki za pogodę, musi nam sprzyjać!!! Wracam do pakowania;/ aaaa jeśli chcecie więcej poczytać to na stronie: www.ekowioska.pl

niedziela, 5 września 2010

Szkolenia czas zacząć

Jutro z rana ruszamy do Poniatowej na warsztaty z zakresu PR. Mam nadzieję, że podążając za programem zajęć - nauczymy się tworzyć notatki prasowe, krótkie treściwe info do mediów. Konstruować opis siebie na stronie www, jak się komunikować i przedstawiać w świecie. Bo szczerze mówiąc teoria to jedno, niby podobne rzeczy miałam na uczelni... a praktyka to zupełnie inna bajka. Liczę więc na zastrzyk rozwiązań praktycznych, co przełoży się szybko na upiększenie naszej strony i stworzenie ulotek. A tak jeśli chodzi o program to jest in progress, pracujemy dzielnie, lada moment będziemy się dzielić, a zaraz potem chwalić... oczywiście wymiernymi wynikami ;)

piątek, 3 września 2010

dobroczynny wpływ słońca

wystarczy, że wyszło zza chmur... od razu chce się żyć:) Smutki i troski odpływają, wszystko wydaje się możliwe. Przy tym temacie zawsze zastanawiam się, jak duży wpływ ma klimat na nasze samopoczucie, dalej charakter i całą kulturę. Pewnie przeogromny, bo zauważamy charakterystyczny rys ludzi w różnych częściach świata. Oczywiście nie zrzucajmy wszystkiego na klimat, ale myślę, że powiązań jest więcej niż się z pozoru wydaje. Bo przecież od klimatu zależy, urodzajność, typ roślinności, wymagania mieszkaniowo - ubraniowe...itp. No i tutaj tak się zastanawiam i może ktoś zechce ze mną.... jak się to będzie zmieniało wraz ze zmianami klimatycznymi... Czy np. ciepli południowcy - stanął się deszczowymi południowcami, a chłodni z północy złagodzą swoją obyczajność... hmm to by dopiero było zawirowanie... od klimatu po kulturę:)

czwartek, 2 września 2010

jesiennie... refleksyjnie... warsztatowo

Czyżby deszcze i wiatry na stałe zagościły w naszych szerokościach geograficznych? Mam nadzieję, że od 12-16 przejaśni się nad Polską, ponieważ wybieramy się na warsztat, gdzie pogoda będzie miała znaczący wpływ. Warsztat organizowany przez stowarzyszenie Biobudownictwa, a na warsztacie będziemy budować od fundamentów, poprzez ściany, dach, aż do wykończenia domek. Budowle poprowadzi Tom Rijven. Otrzemy się ponownie z Permakulturą w zastosowaniu, a wszystko w atmosferze własnoręcznie przygotowywanego, zdrowego jedzonka. Przyjedzie też Nicole i opowie o EM-ach. Tyle fajnych, inspirujacych wydarzeń, a pogoda póki co nie staje na wysokości zadania, ale damy jej jeszcze chwilę, oddając się bardziej papierkowo - biurowej pracy. Zauważyłam, że jeśli jesteś dla siebie szefem i dopiero się rozkręcasz, to jesteś dla siebie bardzo wymagającym szefem i zabierasz pracę do domu. Czas pracy zlewa się z czasem wolnym, hmm ta niebezpieczna wstępna fala zatracenia, musi w przyszłości wpaść w bardziej okiełznane koryto, bo można popłynąć i wypłynąć tracąc grunt, ziemię spod nóg. A tylko życie blisko ziemi daje poczucie szczęścia i spełnienia. Czyżby miasto i pieniądze miały tak silny nurt, że potrafią mocną ideę porwać na mieliznę? z tą myślą zasiądę na kanapie z gorącą herbatką, którą zrobił mi Jacek na chwilę odrywając się od pracy.... Poszaleliśmy ;)

środa, 1 września 2010

Czarno na białym

papier przyjmie wszystko, ale dzięki słowu zapisanemu możemy podzielić się naszymi myślami. Dzisiejszy poranek upłynął nam pod kątem pisania. Jacek zanurzył się we wnioski unijne i widać już pierwsze efekty... skubaniec ogarnął generatora wniosków i go uzupełnił aż piszczał :) Ja zajęłam się naszą stroną internetową, którą utworzyliśmy dzięki darmowemu pakietowi free.ngo.pl. Adres strony to www.dlajednosci.free.ngo.pl
Jest tam użyty póki co bardzo prosty kreator stron internetowych. W przyszłości zmienimy go bo zależy mi by stworzyć stronę, która oprócz treści merytorycznych cieszyłaby walorami estetyczno - artystycznymi. Na razie dzielimy się treściami:)

wtorek, 31 sierpnia 2010

projekty unijne

nie taki diabeł straszny, choć papierologii jest sporo. Póki co podjeliśmy się wyzwania. Pierwszy krok, porozmawiać z kimś kto ma doświadczenie. Następnie sporo czytania: priorytety, działania, poddziałania. Cele, grupy rezultaty. Kto i co może z kim gdzie i kiedy. Dodatkowo, trzeba się wstrzelić w odpowiedni czas konkursowy. Na początek straszą formalnościami i papierami, bo rzeczywiście jest teeego sporo. Pieniądze też nie małe, ale całkowicie przepływają i to pod niezłą lupą. Szkoda tylko, że to UE narzuca formy działania i ustala priorytety, a nie organizacje, których teoretycznie jest taka rola. Szkoda, że bez tych dotacji ngo ma małe szanse na przetrwanie, co jest wspierane? Oddolne inicjaytywy czy dobrze kręcący się system...

inspiracje szkolne

Wracamy do liceum, czasu do którego mam niesamowity sentyment. Tym razem staniemy po drugiej stronie biurka, w sumie to biurka się pozbędziemy niczym zbędnej bariery między ludźmi. Przygotowaliśmy program dla maturzystów wspierający wydobywanie i rozwój talentów, wzmacniający poczucie własnej wartości. Motywujący do podążania za swoimi marzeniami. Ponadto chcemy pokazać im bogactwo możliwości jakie rozpościera się przed ich oczami, które często są ślepe na inne od "standardowych" rozwiązań. Zaczęło się od pomysłu, program napisaliśmy, jeszcze konsultacje i akredytacje i ruszamy. No oczywiście jeszcze musi rok szkolny ruszyć:) ... a to już bliziutko...

niedziela, 29 sierpnia 2010

i kto tu rządzi? - wywrotowe emocje

Czasem nadchodzą znienacka, czasem zalewają nagłą falą, która niespodziewana, wysoka i gwałtowna, równie szybko odchodzi. Zdarzają się takie związane z konkretnymi sytuacjami, momentami w życiu, osobami. Nieodgadnione źródło wybija czasem niepostrzeżenie, trzeba uważać by nie stracić głowy. Straciłam, emocje oszukały moje zmysły i logiczny umysł. Wpadłam w pułapkę własnych emocji, których nie znałam do tej pory. Agresja... dużo agresji, tłamszonej przez lata, przykrytej maską grzecznej dziewczynki, szczelną przykrywką. A teraz wrze, kipi, krzyczeć mi się chce a nawet jak mam na kogo (jak namolni panowie w klubie) to nie mam śmiałości na pełne wyrażenie swoich emocji tj. wydrzeć buźkę ;) Kiedyś wykorzystywane metody, takie jak wysiłek, sztuka, niestety jedzenie... nie działają. Trzeba spróbować inaczej może po Procesowemu (Psychologia Zorientowana na Proces) wzmocnić agresję, stać się nią i odkryć jaka za tym płynie informacja... Spróbuje co mi szkodzi;)

piątek, 27 sierpnia 2010

Chleb pszenno – żytni (przepis na 2 foremki „keksówki”)

Jestem w amoku pieczenie swojego chleba, smak bez porównania o niebo lepszy, wartości odżywcze chyba wiadomo ;)
Oprócz przepisu warto wiedzieć pewne podstawowe zasady BHP:) Chleb pieczemy w foremkach bez papierów itp, po upieczeniu od razu wyciągamy z foremek i przykrywamy ściereczką. Dobrze, żeby chleb miał przewiewną atmosferę niesprzyjającą powstawaniu na powierzchni nowego życia:)

A oto mój chlebek przed i po pieczeniu:


Składniki:
- ½ kg mąki pszennej razowej
- 1 kg mąki żytniej
- 5 łyżeczek soli
- 5 łyżek płatków owsianych
- 3 łyżki pestek dyni
- 3 łyżki słonecznika
- 3 łyżki siemienia lnianego
- 5-6 szklanek wody letniej
- Zakwas

Sposób przyrządzenia

A teraz wszystkie składniki łączymy i ugniatamy ciasto. Kiedy już zaczyna przypominać w miarę jednolitą masę odkładamy troszkę do słoika – co w niedalekiej przyszłości posłuży nam jako zaczyn do następnego pysznego chleba.
Resztę – znacznie większą, przelewamy bądź przekładamy do przygotowanych wedle uznania foremek. Można posypać je płatkami owsianymi, makiem, sezamem, pestkami dyni, można puścić wodze fantazji by nasz wypiek wyglądał oryginalnie przynajmniej przez chwilę, bo szybkość zjadania chleba jest duża.
Te pięknie przygotowane foremki odstawiamy w ciepłe miejsce na około 8-9 godzin i dajemy w spokoju rosnąć. Naprawdę nie przyspieszymy zaglądając niecierpliwie co 5 minut.
Po tym długim czasie oczekiwania wkładamy ciasto do nagrzanego piekarnika i pieczemy w temperaturze 180º C przez 1 h 15 minut – jeśli ktoś woli 75 minut.
I po tym czasie nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Wam SMACZNEGO!!

pieczątka

przypieczętowaliśmy ostatni krok po formalnościach:) a wyglądało to tak 1,5 miesiąca czekania na KRS z sądu... z kilkukrotnym nachodzeniem i motywowaniem do "szybszego" obrotu sprawy. Niestety ta instytucja okazała się bardzo skrupulatna, pilnowała najmniejszego przecinka czy cudzysłowia ;) Po długich tygodniach oczekiwań, odwiedzin i poprawek otrzymaliśmy upragniony wypis. Kolejne kroki: REGON - od ręki, Bank - bezproblemowo na już, NIP - 1 dzień z zawiadomieniem telefonicznym, no i pieczątka - 1 dzień. Z panem od pieczątek trochę posiedzieliśmy nad projektem graficznym, bo zależało nam na tym, żeby po prostu była ładna. Pan lekko podirytowany, a pod koniec z 30zł podskoczył do 35... my na to, że co innego mówił i tak nie w porządku. Ogólnie pan próbował nas namówić, na wizytówki, więcej pieczątek itp. Mówimy mu jesteśmy organizacją non profit nie mamy funduszy. A on zasłania się rachunkami, wodą, prądem.... My przecież też musimy płacić, a chcemy też robić coś ponadto. Zawsze można wybrać, a jak się już wybierze to nie mieć pretensji do całego świata, że się popełniło gafę...

środa, 25 sierpnia 2010

3 dni na laury

właśnie skończyliśmy 3dniowe oczyszczanie kości i stawów. Kolejny raz możemy podzielić się prostą metodą. Przepis jest następujący przez 3 dni, pijemy napar z 5g liścia laurowego. Rano kruszymy bądź mielimy liście, wrzucamy do wrzątku i na małym ogniu gotujemy przez 5 min. Przelewamy przez sitko napar do termosu i popijamy napój przez cały dzień małymi łyczkami co 15-20 min. Jeśli chodzi o smak to bardzo dobry, ale nie można wypić za dużo na raz bo można dostać krwotoku. Mocz może przybierać barwę od zielonkawego do czerwonego... podkreślam, bo Jacek się przestrszył czerwonego koloru. A jest jedno zalecenie, żeby w tym czasie nie jeść białka zwierzęcego. Kości i stawy mogą boleć i rzeczywiście trochę to czuć. Dodatkowo można lekko odczuć właściwości halucynogenne liścia laurowego, jednak nie ma co się nastawiać na wielkie odjazdy. My mieliśmy wachania energii, jak była potrzeba to dawaliśmy sobie czas na odpoczynek, choć krótki ;)

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

FUNDACJA

narodziny naszego dzieciątka:) Fundacja ma już swoje numery, dopełniliśmy już praktycznie wszystkich formalności, a jest ich nie mało. W sznureczku urzędowo - sądowo - bankowym napotkaliśmy wiele życzliwości i uprzejmych ludzi, jednak to wszystko zależy od człowieka, a nie instytucji na szczęście! To ruszamy, szkolimy w międzyczasie siebie i działamy w duchu naszej organizacji. Zabieramy się też za stronkę, na której będzie można znaleźć szczegółowe informacje. Teraz przed nami pierwsze miesiące opieki nad maleństwem, zanim podrośnie i będzie żwawo kroczyć w świecie społeczno - kulturalnym:)

niedziela, 22 sierpnia 2010

Dni pokoju na Dąbrówce

.... Dąbrówka Europejską Prowincją Kultury... Jest! http://em-blog-nicole-sloma.blog.onet.pl/dzien-pokoju-Dabrowka,2,ID412682071,n Przekonaliśmy się na własnej skórze spędzając dwa wieczory w upojnych klimatycznych dźwiękach. Wielki szacun dla organizatorów i artystów bo koncerty i oprawa naprawdę na najwyższym poziomie. Dodatkowo swojski klimat, jedzonko, ogniska, lampiony... nawet luneta dzięki, której powędrowaliśmy po księżycu. Bębny bębniły, zespoły grały i śpiewały, ogień trzaskał, wizualizacje wciągały w inną przestrzeń a na koniec tańce do rana... To trzeba przeżyć i wielu tak uczyniło bo frekwencja była imponująca. A ja nadal jestem pod wrażeniem zwykłego do tej pory mieszczucha, który coraz mocniej zachwyca się wsią i jej wysoką kulturą. Ludźmi, którzy wspólnie potrafią zrobić wielkie wspaniałe rzeczy. Po tym weekendzie na Dąbrówce, rozmarzyłam się i mocniej zatęskniłam za sielskim życiem... ;)

środa, 18 sierpnia 2010

co Ci leży na wątrobie

ciąg dalszy oczyszczania, tym razem wątroba, którą oczyszczaliśmy metodą dr Clark.
czego potrzebujesz: oliwy, grejpfruta, soli gorzkiej, toalety i odpoczynku:) łatwe? a dokładny
przepis min na stronie: http://naturafall.pl/oczyszczanie
Sposób naprawdę prosty i dość przyjemny, a efekt imponujący... oczyszczanie widać i słychać ...i to dosłownie... plum plum. Następnego dnia znaleźliśmy... hm wiecie gdzie, to o czym pisała dr Clark w przepisie. Trudno uwierzyć ile złogów nosimy na co dzień i nawet nie jesteśmy ich świadomi. Byliśmy w szoku, że w naszych wątrobach były takie kamyczki. Warto pomóc naszemu organizmowi tym bardziej, że metody, które tutaj przytaczamy są bardzo proste, szybkie i można je wkomponować w weekend. Potrzebny jest przynajmniej jeden dzień na odpoczynek, bo rzeczywiście byliśmy wymęczeni, nawet bardziej niż przy oczyszczaniu jelita. Teraz przed nami stawy i kości... :)

niedziela, 15 sierpnia 2010

Jabłkowy zawrót głowy


Jedna jabłonka... setki jabłek, cztery ręce, trzy skrzynki. Tak się przedstawia krótki opis naszego jabłkobrania. Przez kilka dni rozkoszowaliśmy się wspaniałym smakiem papierówek, a jeszcze nam mnóstwo zostało. Nastawiliśmy ocet, upiekliśmy szarlotkę i jeszcze mamy do konsumpcji bieżącej :)
Do wartości jabłek chyba nie muszę nikogo przekonywać, ale chętnie podzielę się inspiracją z książki M. Tombaka "Uleczyć nieuleczalne" który przytacza wschodnią mądrość, która głosi: „Każdego dnia zjedz jabłko, a nie będziesz potrzebował lekarza”.

A jak zjesz jedno na czczo przynajmniej 15 min przed śniadaniem to pobudzisz trawienie i oczyszczanie z toksyn. Oprócz przyjemności ze smaku tyle dobrego można zrobić dla swojego zdrowia. Z własnego doświadczenia wiem, że najlepiej jeść jabłka na czczo, po posiłku niestety będą gnić w jelitach i będą powodować wzdęcia. Jeśli nachodzi wielka ochota na jabłko wieczorem, lepiej je upiec np. z cynamonem, goździkami, żurawiną a jak wystygnie polać miodem.
Jabłka są bardzo wdzięcznym produktem do kulinarnych eksperymentów, można wydobywać z nich słodycz, kwaśność, rześkość... a najlepiej jeść świeżo zerwane z drzewa ;)
Smacznego!!

Poniżej podaję przepis na ocet jabłkowy zaczerpnięty z książki M. Tombaka:
1. Jabłka ścieramy na tarce a otrzymaną miazgę, razem z gniazdami nasiennymi, wkładamy do kamionki lub dużego słoja.

2. Na każde 800g miazgi dodajemy 1 litr przegotowanej schłodzonej wody, 10 dag miodu, 1 dag drożdży piekarniczych razem z 20g podsuszonego czarnego chleba.

3. Naczynie przykrywamy gazą i odstawiamy na 10 dni w ciepłe miejsce (fermentacja zachodzi w temperaturze 20-30st C), kilka razy dziennie mieszając zawartość drewnianą łyżką. Po 10 dniach filtrujemy płyn przez gazę i przelewamy do umytego naczynia z szeroką szyjką. Na każdy litr zlanego soku dodajemy 80g miodu i odstawiamy do dalszej fermentacji (25-30st C).

4. Po około 6 tygodniach (płyn powinien zjaśnieć) przecedzamy ocet i rozlewamy go do wyparzonych butelek, szczelnie zamykamy i przechowujemy w chłodnym, ciemnym miejscu.

Inny przepis można znaleźć tutaj:
(http://gotowanie.onet.pl/28383,0,1,ocet_jablkowy,ksiazka_przepis.html)

środa, 11 sierpnia 2010

Permaculture for ever!


W czasie wyjazdu i szkolenia każdy miał kilka wystąpień, o swoim NGO, o przykładach zrównoważonego rozwoju (sustainable development) w swoim mieście i swoim kraju. Nas temat porwał. Jako chętni przygotowaliśmy prezentacje na temat naszego zrównoważonego stylu życia. Jak już pisaliśmy z wystąpieniem o Polsce daliśmy się zaskoczyć, natomiast mamy wrażenie, że zabłysnęliśmy w innych przestrzeniach. Możemy śmiało powiedzieć, że nasze prezentacje nie pozostawały dla nikogo obojętne a dla większości okazały się być wielką inspiracją. Wywoływaliśmy nie raz zagorzałe dyskusje, prowokowaliśmy przykładami, łamaliśmy schematy, otwieraliśmy na zupełnie nowe wyobrażenia o życiu, nie raz podnosząc temperaturę na sali. Zadziwiające było, że młodzi ludzie (18-21lat) tak mocno tkwią w jednym wyobrażeniu o przyszłości, które jest prostym przedłużeniem obecnej codzienności. Bardzo dużym pozytywnym dla nas zaskoczeniem okazało się, że wdarliśmy się jakimś tajemniczym sposobem do tych młodych wyobraźni, robiąc przestrzeń dla nowych myśli i wizji. Dzieląc się z nimi naszą wiedzą i doświadczeniem otworzyliśmy ich na koncepcję samowystarczalności, życia w zgodzie z naturą, ekologii, permakultury. Młodzi ludzie pytali, podchodzili po zajęciach chcąc dowiedzieć się więcej. Z wielka radością rozsiewaliśmy ziarna wiedzy w tych młodych entuzjastycznych umysłach przekonując, że jest o wiele więcej rozwiązań niż te które widzą w TV czy gaztech. Na koniec, usłyszeliśmy od wielu uczestników, że spotkanie było dla nich bardzo ważne i staliśmy sie dla nich wielką inspiracją. A hasło „Permaculture for ever!” stało się sloganem wyjazdu. Podsumowując trening.....gospodarze przygotowali w tym międzykulturowym tyglu bardzo fajną, otwartą i zintegrowaną płaszczyznę z dobrymi choć JEDNOwymiarowymi podstawami teoretycznymi (poczuliśmy przytłaczającą moc pieniądza) w której my rozwinęliśmy merytoryczne skrzydła innych wymiarów, wprowadzając uczestników w nowe dziedziny zrównoważonego rozwoju...uff długie zdanie mi wyszło;).... Zręcznie balansowaliśmy między sustainable development a sustainability;). To było piękne doświadczenie, zaskakujące i muszę przyznać, że .... poruszające, kiedy obserwowałem otwierające sie młode umysły ;)

Świadome jedzenie a mechanizm wyparcia


Jedzenie w Rumunii nie było wybitnie zrównoważone. Wybraliśmy sobie opcje wegetariańską. Pozostali męczyli się z mięsem praktycznie do każdego posiłku (3 razy dziennie)...aż do przesytu. Niektórzy wymiękali i przechodzili na naszą zieloną stronę. Wegetariańskie też nie było za bardzo wegetariańskie.... brakowało surowych owoców i warzyw, praktycznie wszystko było gotowane a przy temperaturach powyżej 30st każdy pocił się przy posiłku jak w saunie. Opcja vege nadal jest interpretowana jako posiłek bez mięsa, a nie zdrowe rozwiązania warzywno-owocowe, co pokutowało przesytem ziemniaków, frytek, klusek, słodkich ciast... Oczywiście jak to bywa w tego typu przypadkach pojawiły się pytania dlaczego nie jemy mięsa. W takim środowisku (większość społecznicy, wolontariusze organizacji pozarządowych, walczący o równość praw) wydawało mi się, że to podstęp, taka gra, że mnie po prostu testują. Potrzebowałem jednak zadziwiająco głęboko poruszyć kwestię praw zwierząt, podkreślić, że nie zgadzam się na ich takie traktowanie, jak to się ma podczas masowej produkcji mięsa, więc nie wspieram zbiorowych rzezi swoimi wyborami... Niby naturalne a wciąż takie zaskakujące. Wyobraźcie sobie wizytę w takim miejscu masowej zagłady. Już? (dla mniej wprawionych pomoc dydaktyczna: jak traktuje się pisklaki: http://www.youtube.com/watch?v=9Ll83B5AhDU, tutaj znacznie mocniejszy film o dostawcach KFC: http://www.youtube.com/watch?v=UJ8iL3sx60M, kolejny mniej już drastyczny o produkcji brojlerów w Europie: http://www.youtube.com/watch?v=rpbtBgLfl90) Ilu z was byłoby w stanie zjeść po takim doświadczeniu kurczaka z KFC, proszę podnieść rękę? Zadziwiające jak trudno jest czasami pobudzić swoją wyobraźnię, ogarnąć elementy rzeczywistości schowane przed ludzkim wzrokiem aby odkryć, że nieświadomie uczestniczy się w działaniu gwałcącym nasz systemem wartości. Eh te wspaniałe mechanizmy obronne, ten to ma chyba nawet swoją fachową nazwę... wyparcie, czy jakoś tak;) (więcej: http://pl.wikipedia.org/wiki/Wyparcie). A przecież będąc na końcu łańcuszka, płacąc... może lepiej zabrzmi głosując, swoimi pieniędzmi wspiera się taki proceder, takich ludzi, taki mechanizm. I naiwne jest chyba tłumaczenie, że w reklamie tego nie było....

No tak miałem przecież pisać o naszych naturalnych posiłkach. Z Rumunii pojechaliśmy prosto na wieś, gdzie czekały na nas pachnące i soczyste papierówki. Wokół rozrosły się: krwawnik, mlecz, pokrzywa i szczaw a w ogródku radośnie czerwieniła się rzodkiewka. W końcu możemy wrócić do swojego naturalnego, pełnego wartości odżywczych, zapachów i głębokich smaków jedzenia. Spożywanie takich posiłków w naturze w otoczeniu przebogatej symfonii odgłosów zwierząt i zapachów roślin to niezwykła uczta dla wszystkich zmysłów....Mniam;).... Smacznego!!!

niedziela, 8 sierpnia 2010

Nieprzypadkowo przypadkowe spotkanie



.... zaistniało z powodu biobudownictwa. Było to dla nas spore zaskocznie. Czy głównie po to tu przyjechaliśmy? Zacznijmy jak zwykle od początku ;) Ostatniego dnia przyjechała do nas z Bukaresztu pani Dyrektor Rady Europy aby poprowadzić dla nas wykład w ramach szkolenia. Mówiła o prawach człowieka i jak są one respektowane i chronione przez prawo Europejskie.
W przypadkowej rozmowie z naszą koleżanką z Grecji, powiedziała, że chciałaby wybudować dom metodami naturalnymi. Nasza znajoma od razu wiedziała, że musi ją przekierować do nas, czuła, że to będzie owocna dla obu stron rozmowa. Gdy tylko pani Dyrektor dowiedziała się, że mówiliśmy wcześniej o tego typu technologiach, koniecznie chciała dowiedzieć się szczegółów. W tym czasie my siedzieliśmy sobie przy stoliku, na korytarzu naszego hotelu. Przygotowywaliśmy właśnie wpis do bloga. Nagle pojawiła się w korytarzu i uśmiechnięta skierowała się w naszą stronę. Przywitaliśmy ją bardzo serdecznie, bo już podczas jej wykładu doszło do kilku fajnych wymian różnych poglądów. No i zaczęło się....;) Kolejne jej pytania trafiały na bardzo żyzny grunt naszych doświadczeń i zgromadzonej wiedzy. Miała bardzo konkretną wizję projektu dla bezdomnych i rolników z biednych regionów a my krok po kroku wypełnialiśmy luki w jej obrazie niezbędnymi do jego materializacji szczegółami. Energia wibrowała od tego przepływu.
Skakaliśmy po przykładach naturalnego budownictwa, permakultury i rolnictwa biodynamicznego pokazując filmy, strony z informacjami, zdjęcia, nasze projekty. Pani dyrektor z entuzjazmem chłonęła tą wiedzę. Mieliśmy poczucie, że w końcu trafiliśmy na właściwego partnera dla naszej wiedzy i doświadczeń. Najlepiej nas rozumiała, czuliśmy, że poruszamy się w tej samej przestrzeni, nadajemy na tych samych falach. Bardzo ciekawi jesteśmy co wyjdzie z tego spotkania, czy rozwinie się w jakąś trwalszą współpracę....A może polski grunt okaże się równie entuzjastycznie otwarty...ciekawe ;)

Wieczór międzykulturowy

... czyli spotkanie tradycji i kultur: Armenii, Azerbejdżanu, Bułgarii, Grecji, Mołdawii, Polski, Rumunii, Turcji, Ukrainy i Włoch. W ten sposób mieliśmy okazję poczuć i zobaczyć nowy wymiar, jakąś inną głębie każdego z uczestników, zanurzyć się i doświadczyć unikalnego klimatu przebogatej mieszanki nowych smaków, barw, dźwięków, gestów i ruchów. Opadły iluzje naszych schematycznych i ograniczonych wyobrażeń na temat wschodnich kultur. Dowiedzieliśmy się też ciekawych rzeczy o nas samych. Założyliśmy np., że Polskim zwyczajem większość lekko potraktuje zadanie. Okazało się, że nie tylko gospodarze potraktowali sprawę nader poważnie - przystrojona duża sala, osobne stanowisko dla każdego kraju, publiczność, rzutnik z ekranem, ale niemal każdy z uczestników przygotował bogaty program na ten wieczór. Prezentacje rozpoczęła Rumunia, było na bogato, stół uginał się od tradycyjnego jedzenia, wina i rakiji. Zaproponowali film o swoim kraju, umilili czas tańcami wykonanymi przez piękne kobiety w tradycyjnych strojach, później jedna z dziewczyn przepięknie zaśpiewała ludowe pieśni. Robiło się nam gorąco, kolejne kraje zadziwiały pomysłami i sposobami przedstawiania swojej kultury. Były tradycyjne stroje, muzyka, piękne obrazy z miast i uroczych zakątków prezentowanych krajów. Każdy przygotował tradycyjne jedzenie i napoje. Tylko Grecja dorównała naszemu podejściu;)


Przyszła nasza kolej na prezentację Polski. Zaczęło się od małego zastrzyku adrenalinki;), bo okazało się, że nasze prezentacje wykonane w OpenOffice nie pokazywały obrazków po przeniesieniu do...wiadomo do czego ;). Organizatorzy przesunęli nas na koniec. Wyszło to im i nam na dobre bo w tak zwanym międzyczasie znaleźliśmy jakąś prezentację o Polsce na YouTubie, może nie była najwyższych lotów, ale okazała się i tak lepsza niż nasze kilka zdjęć wklejonych do prezentacji.


Nasz stół wyglądał już lepiej na tle innych, ogórki kiszone i niepasteryzowane piwo, albumy i foldery. Pozostali zapraszali na poczęstunek oferując kilka rodzajów tradycyjnych potraw i napojów, rozdawali upominki, można też było pooglądać foldery i obrazki. Byliśmy pod wrażeniem ich przygotowania i podejścia do tematu. Można brać przykład z tego otwartego i gościnnego wschodniego podejścia. Późniejszy poczęstunek, wspólne zdjęcia i tańce zatarły wszelkie mieszane uczucia z wieczoru i pozostawiły bardzo pozytywne wrażenia o wszystkich uczestnikach. Zapanowała iście rodzinna atmosfera. To było cenne doświadczenie móc mierzyć się ze swoimi schematami, gdy są publicznie wystawiane na tak międzykulturową próbę. Przynajmniej trochę się pośmialiśmy z siebie no i z Grecji...:)

sobota, 31 lipca 2010

Rumuńska niespodzianka


Obecnie przebywamy w Rumuni na szkoleniu na temat zrównoważonego rozwoju. Dość zaskakujące prawda?....Rumunia?....zrównoważony rozwój?...co oni znowy wymyślili...jak to połączyć z dotychczasowymi działaniami? To jak się tu znaleźliśmy jest niezwykle ciekawe, a to co tu odkrywamy jest niezwykle inspirujące. Na początek przybliżę po co, skąd i w jakim celu tu jesteśmy. Zakładamy Fundację. Szukamy możliwości do zdobywania profesjonalnej wiedzy i kolekcjonowania doświadczeń oraz kontaktów, które wzbogacą nasze działania. Obok polskich programów i szkoleń, znaleźliśmy (z pomocą koleżanki) możliwości wyjazdów na międzynarodowe szkolenia. Tak właśnie natrafiliśmy na szkolenie w Rumuni na temat "Sustainable development". Napisaliśmy list aplikacyjny i dostaliśmy się do programu - podobno nieźle się zaprezentowaliśmy ;) kto by pomyślał? przecież nie mamy żadnego doświadczenia w tej materii.....zaczęliśmy od przygotowań merytorycznych i logistycznych. Był pośpiech i napięcie....i oczywiście jak w takich chwilach możliwość nauczenia się czegoś nowego. Okazało się, że jesteśmy bardzo skuteczni w sprawach organizacyjnych. W niedzielę tuż po poprawinach obdarowani winami, owocami i ciastami (ale o tym cicho sza ;)), wsiedliśmy w samochód i wyruszyliśmy. Po kilku godzinach podróży dotarliśmy do Rumunii, która musieliśmy przemierzyć wszerz. Pierwsze wrażenie - chaotyczny, nieuporządkowany, nawet trochę dziki (na drogach) kraj..... a im głębiej wjeżdżaliśmy tym bardziej się zaskakiwaliśmy. Wioski zadziwiają bogatą i różnorodną architekturą i soczystą zielenią. Przjemne było kontemplowanie krajobrazu, który mogliśmy podziwiać z okna samochodu, mknąc po niezatłoczonej, głównej drodze. Tak jak za dawnych czasów w Polsce, kiedy nie było radarów, a ludzie dostosowywali prędkość do warunków a nie przepisów. W trakcie podróży zorientowaliśmy się, że nasz GPS nie ma wszystkich dróg, a trasa kończy się 150 km przed naszym celem. Co teraz? Czy damy sobie radę samodzielnie przedrzać się przez miasta, które są kompletnie nieoznakowane....Głupie pytanie, pewnie, że tak ;) no ale trzeba przyznać, że dzięki nawigacji jazda przez miasta była bezstresowa, ale co co się stanie kiedy w środku nocy wylądujemy w mieście? I tu niespodzianka, nawet grubo po północy zatrzymani przechodnie, a nawet kierowcy w osiedlowych uliczkach (trochę pobłądziliśmy) z entuzjazmem i często na migi w końcu skutecznie nas wyprowadzili do celu. Nawet pan jadący tirem zatrzymał się spontanicznie na środku drogi by nam pomóc. A o tym co tu robimy dowiecie sie w następnym odcinku ;)

środa, 14 lipca 2010

puszysta biżuteria

Filc bo o nim będzie mowa. To prosta, metoda dzięki której możesz oddać się sile kreacji i tworzyć co tylko przyjdzie Ci do głowy.
Do najbardziej popularnych form należy biżuteria, torebki, maskotki, paski, kapelusze, a to tylko przykłady od których można zacząć przygodę z wełną czesankową czy arkuszami filcu.
Obecnie na rynku są dostępne tysiące kolorów, różnej jakości materiały.
Co jest potrzebne na początek (przy filcowaniu na sucho):
- wełna czesankowa (można dostać ją w drogerii, na allegro)
- igły, polecam zestaw 3 igieł w piórze, wygodniej i szybciej się pracuje
- gąbka, do położenia na niej wełny - ważne bo oszczędza palce - ukłucia są b. bolesne ;)
- pomysł i chęć!!

Jeśli chcesz robić biżuterię, to jeszcze musisz zaopatrzyć się w różne akcesoria typu, szpilki do robienia kolczyków i bigle. żyłki do nawlekania naszyjników i karabińczyki do zapinania. Jeśli chcesz szyć to fajny efekt daje połączenie filcu z muliną.
W zależności od przeznaczenia na rynku występują arkusze różnych grubości, dobierasz odpowiedni do zastosowania.

Czarowanie z filcu jest na prawdę bardzo proste i przyjemne. Sama nauczyłam się z internetu i dalszego swojego doświadczenia. Zajęcie mnie osobiście uspokaja, wiedzą to te osoby, które robią na drutach, albo szydełkują ;)

Mały instruktaż w robieniu kulek filcowych:
1. bierzesz kawałek wełny, zwijasz w kulkę
2. szydełkujesz igłą (ruch góra-dół)
3. robisz dopóki osiągniesz zwartą kulkę
4. ja co jakiś czas kulkuję w rękach - tak jak plastelinę:)
5. odstające włoski można przyciąć
6. gotowe - prawda, że proste
więcej na : http://blogdlasrok.blogspot.com/2009/12/jak-filcowac-na-sucho-cz-1.html

Taką kulkę łatwo przebić igłą, możesz nawlec na żyłkę, nabić na szpilkę... co zapragniesz:)

Miłego, twórczego filcowania!!

sobota, 10 lipca 2010

Wylewne wino


Obudziłem się z dziwnym przeczuciem...była to ciekawość pomieszana z niepokojem. Chodziło o wino. Według opisów w pierwszych dniach mogło zacząć gwałtownie pracować. Szybko odziałem się i pomaszerowałem do pokoju gdzie stał gąsiorek. Przywitał mnie rześki zapach drożdży. Zajrzałem pod stolik...upssss oczom moim ukazało się wielkie czerwone rozlewisko...

Nie dopełnia się gąsiorka pod samą szyjkę! Chociaż jak widać na zdjęciu obok, zostawiłem trochę miejsca do pracy naszym szlachetnym drożdżom...Na swoje usprawiedliwienie dodam, że nigdzie nie znalazłem żadnej porady jaką przestrzeń należy im zostawić. Pierwsza cenna nauka!
Szybko zabraliśmy się z Agatą za zbieranie soku. Chyba dopiero niedawno zaczął być taki wylewny bo panele nie zdążyły nasiąknąć...ufff, no i tata, który wcześniej wstaje i na pewno zaglądał do tego pokoju, nie wszczął alarmu.
Szybko zaprowadziliśmy porządek przyglądając się spowolnionej pracy naszej produkcji. To prawdopodobnie światło wyhamowało proces.
Wymyśliliśmy szybko zabezpieczenie. Wstawiliśmy gąsior do wanienki, okryliśmy gazetami, na szyjkę nałożyliśmy czapkę malarska - to genialny pomysł Agatki.

Przed chwilą sprawdzałem. Drożdże wesoło pracują, robią pianę, plują na około i rozlewają zaczątki naszego wina na wszystkie strony. I one i ja mamy radochę z takiej pracy. Ja to chyba jestem urodzonym dyrektorem ;)


Stale monitoruję stan pracy drożdży. Koło 15 moszcz zaczął wychodzić na zewnątrz, intensywne bąblowanie trwa nadal no i zaczęly zlatywać się muszki owocówki zwabione intensywnym zapachem, który roznosi sie po całym domu. Gazety poprawnie spełniają swoją funkcję ochronną, choć jutro będę musiał wymyślec coś nowego, bo na kilka dni wyjeżdżamy i w takiej postaci nie mogę zostawić naszej produkcji.

piątek, 9 lipca 2010

Zsiadłe mleko

Przepis jest prosty, mleko od krowy stawiamy w cieple, odkryte i po nocy możemy się rozkoszować pysznym zsiadłym mlekiem.
Jedyną trudnością może okazać się znalezienie prawdziwego mleka. Rolnikom przestaje się opłacać hodować krowy, ostali się jedynie ci, którzy korzystają z dotacji UE, a jest już ich niewielu, a będzie jeszcze mniej. Jak się dotacje skończą to z mlekiem będzie naprawdę ciężko.

Sami się o tym przekonaliśmy, gdy ruszyliśmy na poszukiwania świeżego mleka na Roztoczu.... Znaleźliśmy ostatnią gospodę mlekiem płynącą. Gospodarz powiedział, że to ostatnie 4,5 krowy:) A wraz z końcem dotacji, pewnie i oni zakręcą kraniki i Polska wieś zapomni o ciepłym mleku w kankach... Smutny obraz mleka w kartonach w wiejskiej kuchni stanie się codziennością.

Drugą ważną kwestią jest to czym się owa krówka żywi. O ile je sobie zieloną trawkę pasąc się na łące jest wszystko w porządku, dokarmiana kupczymi specyfikami, daje mleko, którego nie da się zsiąść...
Ile jest zatem mleka w mleku, chyba tylko krowa o tym wie :)


Mleko wywołuje wiele kontrowersji, zwłaszcza po stwierdzeniu Tombaka w książce "Droga do zdrowia", że mleko jest niezdrowe dla dorosłego człowieka, które wywołało rewolucję.
Odpowiada on w swojej książce na to stwierdzenie w następujący sposób:

"Żaden ssak na świecie, oprócz człowieka, będąc dorosłym nie spożywa mleka. Tak to urządziła natura. Krowie mleko, dostając się do żołądka człowieka, pod wpływem kwaśnych soków żołądkowych ścina się, tworząc coś, co przypomina twaróg, który oblepia cząstki innego pokarmu znajdującego się w żołądku. Po co zmieniać swój organizm w fabrykę, „przetwórnię mleka" i kwaśnych produktów mlecznych, tracąc przy tym wiele energii na proces trawienia."

Zaleca ponadto, że najlepiej zupełnie zrezygnować z mleka. Z nabiału można spożywać biały tłusty ser (nie więcej niż 50 g dziennie) oraz zsiadłe mleko (nie więcej niż 1 szklankę dziennie), gdzie bakterie zrobiły już swoją robotę.

In vino veritas


Mieliśmy gąsiorek, kupiliśmy drożdże winiarskie i pożywkę dla nich. Jeszcze brakowało owoców.... jak zwykle przyszły same;) Rano Jacka tata oznajmił, że ma dla nas zadanie bojowe: 8 krzaków czarnej porzeczki na działce jego znajomego.

Pojechaliśmy: 3 godziny zbierania - 16kg owoców.
Kolejnym krokiem było gotowanie 10l wody z 6kg cukru i na balkon na noc do ostudzenia. Najprzyjemniejsze 2,5h ugniatania ręcznego owoców. Kolor krwisty, smak cierpki, skóra pobudzona. Czuliśmy jak sok wchłania nam się przez skórę, zastanawialiśmy się, czy ciało też oddaje jakieś substancje, może wspomagające produkcję wina? ;)
Następnego dnia rano zlaliśmy ostudzoną słodką wodę do owoców, dodaliśmy rozbudzonych dwudniowym leżakowaniem szlachetnych drożdży, wlaliśmy rozpuszczoną pożywkę i wielkie mieszanie. Zatykamy i czekamy. Za kilka dni zmienimy korek, na taki z rurką, żeby sobie oddychały i pracowały. A po kilku tygodniach do butelek i już spokojnie czekają na degustację:)
Kiedy pojawiają się wątpliwości czy zmierzamy w dobrym kierunku, a świat odsłania przed nami kolejne kroki wszystko staje się jasne. Obraz przybiera ostrzejszych barw, a działanie przyspiesza i jest konkretne.

Ponadto kilka słów o czarnej porzeczce: posiada dużą ilość witaminy C, zawiera też inne witaminy, np. witaminę A, B1, B2, PP, oraz minerały fosfor i potas. Czarna porzeczka zawiera równiez flawonoidy (około 0.5%), olejek aromatyczny, diterpeny, kwas askorbinowy.http://zielnik.herbs2000.com/ziola/porzeczka_cz.htm

czwartek, 8 lipca 2010

Naturalne rozwiązanie na czyste ubranie

ORZECHY PIORĄCE

Naturalne rozwiązanie na czyste ubranie ;) !!!


Dzielę się z wielką radością moim ostatnim odkryciem. Mowa o orzechach piorących, które ponadto służą do zmywania, jako środek do czyszczenia w gospodarstwie domowym, do mycia włosów, do pielęgnowania zwierząt i do zwalczania szkodników. Cytując ze strony sklepu, w którym można kupić orzechy: Orzechy piorące są o wiele tańsze niż zwykłe środki piorące. Przez używanie orzechów piorących nie obciąża się ścieków i wody chemią. Orzechy piorące są odrastającym tworzywem, które dodatkowo rośnie na drzewach które absorbuje dwutlenek węgla. Te skorupki są absolutnie biologicznie przerabiane, to znaczy po użyciu bez problemu można wyrzucić na kompost.
http://www.natura24.pl/go/_info/?user_id=218〈=pl
Pranie jest świeże, pachnące i czyste!! Polecamy

wtorek, 6 lipca 2010

nie taki zwykły burak

Tak jak już pisałam, jedzenie jest naszym niezwykłym rytuałem. Magiczny proces powstawania produktów, które trafiają na nsz stół rozpoczyna się od nasionek, które w niezwykły sposób pamiętają jak rozwinąć się w dojrzałą pełna wartości odżywczych formę. Do nas należy już tylko sztuka takiego przygotowania posiłku abyśmy jak najmniej uronili z tego cudu ofiarowanego nam przez naturę.

Dzisiaj ciekawy przepis z burakiem w roli głównej. Chyba jest tu najważniejszy, bo nawet jego niewielka ilość zmienia barwe całego dania;). Oto on:

Składniki:
- burak
- marchewki
- cebula
- masło
- zioła
- koncentrat pomidorowy
- pestki dyni i słonecznika

Cebulę pokrojoną w piórka szklimy na maśle, dodajemy buraki i marchewki pokrojone w słupki, to ważne by kroić wzdłuż korzenia, tak jak roślina rośnie:) wtedy zyskujemy więcej jej wartości odżywczych; dodajemy ziół i koncentratu pomidorowego. Podajemy z prażonymi pestkami dyni i słonecznika. Można podawać z ziemniaczkami z masłem czosnkowym....mmmmm pycha!

Jeszcze kilka słów o niezwykłych wartościach odżywczych soku z buraków o których pisze Michał Tombak w książce "Czy można żyć 150 lat?"
"Najkorzystniejszy do wytwarzania czerwonych ciałek krwi, wspaniale polepsza skład krwi, wstrzymuje następowanie menopauzy u kobiet, likwiduje choroby układu krążenia, układu pokarmowego, jelita grubego, rozpuszcza kamienie w wątrobie, nerkach i pęcherzu moczowym szczególnie, kiedy się go pije w połączeniu z sokiem z marchwi. Proporcja powinna być następująca: 4 części soku z marchwi i 1 część soku z buraków. Pić trzeba dwa razy dziennie po 25 dag (1 szkl.).
Uwaga! Soku z buraków nie należy pić świeżo po przygotowaniu (odstawić w ciemne miejsce na 2-3 godziny i potem spożywać)"

Poza tym: "Należy jeść warzywa i owoce, pochodzące z regionu swojego zamieszkania oraz pić świeżo przygotowane z nich soki. Codziennie w jadłospisie powinno znaleźć się chociaż l jabłko, a także surowe i gotowane warzywa. Najbardziej wartościowe są warzywa i owoce o barwie intensywnie zielonej, pomarańczowej i czerwonej (szpinak, sałata, ogórek, fasola, groszek, pomidory, buraki, marchew, dynia, jabłka, gruszki itp.). Dzięki nim komórki organizmu trzymują wszystkie niezbędne dla niego witaminy, substancje mineralne, błonnik i tlen."

My jeszcze niestety nie możemy zasilać się własnymi plonami, bo dopiero wzrastają na naszych biodynamicznych grządkach. Wspomagamy się teraz zakupami u rolników na lokalnych targach (w zależności od miejsca w któym aktualnie przebywamy), co jest zdecydowanie lepszą opcją niż supermarketowe rozwiązanie. Choć żyjąc w mieście, bywa najprostszym i najszybszym....tylko czy o to chodzi w sztuce jedzenia? Bo przecież i Hipokrates i hinduska Ayurweda mówią aby jedzenie było lekarstwem a lekarstwo jedzeniem. Czy właściwe odżywianie będzie medycyną jutra jak twierdzi Carl Linus Pauling, fizyk i chemik, dwukrotny laureat Nagrody Nobla? Hmmm...a właściwie po co czekać do jutra? ;)

I dla chętnych bonyus filmowy, polecamy bardzo ciekawy filmik o tym jak ważne dla naszego zdrowia jest jedzenie: http://www.youtube.com/watch?v=sNcF_f5sdoo

Smacznego i na zdrowie ;)

poniedziałek, 5 lipca 2010

Mąka pszenna razowa

Większość sklepów oferuje nam jedynie różne odmiany białej mąki. Jest to niestety produkt rafinowany i w związku z tym pozbawiona jest witamin i soli mineralnych. Jak już uda się nam znaleźć mąkę razową to cena jest dość wysoka od 3,50 - 5,60 zł za 1kg. Dlatego proponujemy inne rozwiązanie.

Jak można w łatwy i tani sposób uzyskać mąkę?
1. Kupujemy pszenice (na naszym targu zapłaciliśmy za 1kg 0,70zł).
2. Mielimy w młynku do kawy.
3. Przesypujemy przez sito.
4. Uzyskujemy mąkę pszenną razową i otręby.

Możemy oczywiście zaopatrzyć się w ręczny bądź elektryczny młynek do mielenia zboża. Jest sporo ofert w internecie.
Nasz znajomy kupił ręczny młynek do zboża i podłaczył go do silniczka od wycieraczek samochodowych. Cały jego dom ma niezależne zasilanie z 3 baterii słonecznych i jednego wiatraka, więc wszystkie urządzenia funkcjonują na 12V. Na jeden chleb mąka mieli się podobno koło godziny ale przecież nie płacimy za prąd;)

Michał Tombak w książce "Czy można żyć 150 lat" w rozdziale "Mąka czy męka" pisze: "W zmielonej nieczyszczonej mące znajdują się witaminy grupy B, PP, F, substancje mineralne, enzymy, a wiec wszystko to, co jest niezbędne dla naszego organizmu. Spożywając potrawy przygotowane z takiej mąki człowiek otrzymuje 100% energii zawartej w ziarnach. w skład ziarna wchodzi skrobia - 85% i otoczka biologiczna - 15%. Substancje znajdujące się w tej otoczce umożliwiają całkowite rozszczepienie i przyswojenie przez nasz organizm skrobi"

niedziela, 4 lipca 2010

Prawo przyciągania


Podobno kiedy jesteś na swojej drodze i wysyłasz intencję, rzeczy bardzo szybko się materializują. Od dwóch dni Jacek zaczytywał się na temat domowego wyrobu win. Wertował internet zagłębiając się w opisy, instrukcje, przepisy. Znalazł dwie fajne stronki: old.wino.org.pl/frames/index2.html i tobajer.w.interia.pl/Wina/wina.html.
Już snuł plany, na zakup gąsiora i całego oprzyrządowania a tu całkiem "przypadkiem" okazało się, że takowy stoi sobie w piwnicy na wsi. Stary baniak jego dziadka. Kolejnym przypadkiem Jacka tata wracał dziś z działki i zabrał go dla nas. Jeszcze trzeba skolekcjonować resztę potrzebnych akcesoriów, kupić drożdże i pożywki, no i nazrywać owoce. O to początek naszej winiarskiej przygody.

Dziś przypadkowo podczas spaceru odkryliśmy jeszcze jedno znalezisko idalnie pasujące do realizacji naszej wizji, mianowicie okna... Dużo dobrych okien, zostawionych po remoncie mieszkania. To kolejny prezent, o który prosiliśmy zaczynając projekt glinianego domu, który chcemy zbudować. Rozmawiałam z różnymi ludźmi, którzy wymieniają okna mówili, że zazwyczaj je tną i niszczą przy demontażu, a tu proszę pakiet okien w super stanie. Jak to co jednym jest już niepotrzebne inni mogą wykorzystać i dać drugie życie. Okna uświetnią nasz domek wpuszczając blask wschodzącego słońca i ocieplając wnętrze.

Używanie dobrych rzeczy drugiego obiegu, jest nie tylko ekonomiczne, ale bardzo ekologiczne. Zachowuje energię, bo nie trzeba wyprodukować nowej rzeczy i zutylizować użytej. Wspiera kreatywność, bo często można wykorzystać w zupełnie nowy sposób coś co ma pozornie tylko jedną funkcję i po wypełnieniu swojej misji choć dobre staje się dla większości bezużyteczne. Zwiększa naszą wolność, bo nie trzeba tyle pracować aby gromadzić kolejne przedmioty. Uczy nieprzywiązywania się do przedmiotów, bo nie mają takiej wartości pieniężnej jak te nowe. Promuje też hojność, bo łatwiej się wtedy z nimi rozstajemy. Daje możliwość większego urozmaicenia, bo stać nas na więcej za tą samą kwotę. Rozwija świadomość i daje poczucie codziennego uczestniczenia w wyborach, gdzie swoimi pieniędzmi głosujesz na niekonsumpcyjny styl życia, ograniczasz zanieczyszczenie środowiska i zużycie energii, promujesz kreatywność i wspierasz tych, którzy żyją podobnie jak Ty, zamiast tych, którzy chcą Tobą manipulować i bogacić się na Tobie;) Daje to niesamowitą radość że w prosty sposób możesz zrobić tyle dobrego dla siebie i otaczającego Cię świata.

Wracając do tematu;)....muszę Wam powiedzieć, że te pojawiające się na naszej drodze znaki i synchroniczności motywują i stymulują nas do działania nadając jasny kierunek. Naprawdę trudno jest mieć w takich sytuacjach jakiekolwiek wątpliwości w co się angażować. Czasami mamy tylko wrażenie, że wszystko dzieje się tak szybko, że w dość dużym tempie musimy przekraczać swoje ograniczenia, uczyć się i rozwijać, aby równie szybko ogarniać nowe obszary. Wymagającego mamy nauczyciela ;)

sobota, 3 lipca 2010

Ogórki małosolne


Zaczął się sezon ogórkowy;) więc od jakiegoś czasu zajadamy się chrupiącymi małosolnymi owocami natury. Przygotowanie jest banalnie proste zwłaszcza, że najważniejszą cześć pracy wykonują za nas bakterie - jakie to permakulturowe;). My tylko tworzymy warunki dla ich rozwoju. Warto więc poświęcić chwilę aby rozkoszować podniebienie owocami własnej hodowli.

Składniki:
- ogórki
- czosnek
- chrzan korzeń i liście
- sól
- koper

Przygotowujemy słoiki, bądź kamienne naczynia. Wkładamy koper, ogórki, chrzan zarówno korzeń jak i liście, zalewamy ciepłą osoloną wodą (łyżka soli na litr wody). Chowamy w ciemne miejsce i czekamy ok. 2 dni. Jeśli będą stały dłużej zaczną się kisić.
Smacznego!!!

Następnego dnia wieczorem są już gotowe:

Oczywiście można dokonywać recyklingu zalewy. Po wyczerpaniu zasobów ogórkowych wystarczy do słoika wrzucic nowe. Będą gotowe znacznie szybciej bo nasza "fabryczka" z pracownikami już raz została zestawiona, odchodzi więc strata czasu na rozruch ;)

Rytuały

W naszych czasach i kulturze rytuały wymierają. Nawet te, które zostały, stały się skomercjalizowane i straciły swoją moc i mądrość. One pomagały ludziom w przechodzeniu w nowy etap życia, tzw. rytuały przejścia, również towarzyszyły ważnym momentom w życiu człowieka, rodziny i całej społeczności. Wprowadzały w inną przestrzeń, oczyszczały, otwierały umysły, ciała i serca. O ile kobiety są obdarowane przez naturę poprzez pierwszą miesiączkę, narodziny dziecka, to mężczyźni muszą sobie radzić sami. Stąd zagubienie, niezrozumienie i brak dojrzałości, ponieważ zostaliśmy odcięci od mądrości naszej tradycji, która dawała oparcie i wprowadzała w nowe przestrzenie życiowe. W naturalny choć może nie do końca uświadomiony sposób szukamy tego w medytacji, ćwiczeniach, tańcu, środkach psychoaktywnych, alkoholu, tytoniu. Ważny jest cel i intencja nie sama forma, która może wspierać lub zabrać w nieznany świat, gdzie bez prowadzenia możemy się zgubić. Szamani, szamanki, uzdrowiciele korzystali z natury i odmiennych stanów świadomości by porozumiewać się z innymi wymiarami, rozmawiać z duchami, uzdrawiać.

Takie połączenie, które daje wgląd w prawdę, obdzierając otaczający nas świat z iluzji i fałszu to niezmiernie istotny aspekt naszego życia. Mamy naszego Wielkiego nauczyciela i przewodnika - Tabaco, który zabiera nas wgłąb siebie, synchronizując z rytmami natury. W takich chwilach dostajemy ważne lekcje, informacje i obrazy. Dzięki Niemu odzyskujemy spokój, siłę i energię kreacji. Nie raz wyprowadzał nas z poczucia zagubienia, różnych napięć i rezygnacji dając jasny obraz sytuacji.

Spotkania z nim stały się naszym rytuałem, który jest ważną częścią naszego życia. To są niezwykłe chwile, dają nowy wgląd i dostęp do mądrości, która płynie z góry. To mądrość natury, zgodna z jej prawami i rytmami. Palimy w fajce wystruganej przez Jacka z gałęzi starego dębu. Pewnie dlatego bardzo dobrze czujemy jej moc i połączenie z naszą energią.

Bananowy deser


To był nasz spontaniczny pomysł na nową eksperymentalną potrawę. Lubimy pozwolać produktom samym zadecydować o składzie i sposobie ich przygotowania. W ten sposób powstają zypełnie nowe połączenia, niebanalne kompozycję smaków, faktur i kolorów. Ta wyszła super;) Sami spróbujcie jaka pychota nam się objawiła ;)


Składniki:

- kasza jaglana (lub inna według uznania)
- banany
- cynamon
- kardamon
- miód
- daktyle
- imbir
- masło
- pestki słoneczniki
- płatki owsiane


Kaszę gotujemy osobno, można ją pod koniec doprawić solą, majerankiem, papryką ostrą i słodką.






W osobnym garnuszku, bądź patelni prażymy pestki słonecznika.







W rondelku rozpuszczamy masło, wrzucamy pokrojonego na talarki banana, pokrojone daktyle i imbir, posypujemy cynamonem, kardamonem i chwilę smażymy.






Na osobnej patelni prażymy płatki owsiane na maśle, aż będą miały rumiano- złoty kolor i posmak orzechowy.

Gotowe!




Podajemy według uznania. Nasz sposób Do przygotowanych miseczek wkładamy kaszę, banany, możemy posypać od razu słonecznikiem i płatkami lub dać do nich swobodny dostęp w trakcie jedzenia. Podobnie postępujęmy z miodem – pamiętając jednak że potrawa powinna wystygnąć do ok. 40 st. C. wtedy nie stracimy cennych enzymów znajdujących się w miodzie.

Smacznego!!!