Obudziłem się z dziwnym przeczuciem...była to ciekawość pomieszana z niepokojem. Chodziło o wino. Według opisów w pierwszych dniach mogło zacząć gwałtownie pracować. Szybko odziałem się i pomaszerowałem do pokoju gdzie stał gąsiorek. Przywitał mnie rześki zapach drożdży. Zajrzałem pod stolik...upssss oczom moim ukazało się wielkie czerwone rozlewisko...
Szybko zabraliśmy się z Agatą za zbieranie soku. Chyba dopiero niedawno zaczął być taki wylewny bo panele nie zdążyły nasiąknąć...ufff, no i tata, który wcześniej wstaje i na pewno zaglądał do tego pokoju, nie wszczął alarmu.
Szybko zaprowadziliśmy porządek przyglądając się spowolnionej pracy naszej produkcji. To prawdopodobnie światło wyhamowało proces.
Wymyśliliśmy szybko zabezpieczenie. Wstawiliśmy gąsior do wanienki, okryliśmy gazetami, na szyjkę nałożyliśmy czapkę malarska - to genialny pomysł Agatki.
Przed chwilą sprawdzałem. Drożdże wesoło pracują, robią pianę, plują na około i rozlewają zaczątki naszego wina na wszystkie strony. I one i ja mamy radochę z takiej pracy. Ja to chyba jestem urodzonym dyrektorem ;)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz