Strony

wtorek, 31 sierpnia 2010

projekty unijne

nie taki diabeł straszny, choć papierologii jest sporo. Póki co podjeliśmy się wyzwania. Pierwszy krok, porozmawiać z kimś kto ma doświadczenie. Następnie sporo czytania: priorytety, działania, poddziałania. Cele, grupy rezultaty. Kto i co może z kim gdzie i kiedy. Dodatkowo, trzeba się wstrzelić w odpowiedni czas konkursowy. Na początek straszą formalnościami i papierami, bo rzeczywiście jest teeego sporo. Pieniądze też nie małe, ale całkowicie przepływają i to pod niezłą lupą. Szkoda tylko, że to UE narzuca formy działania i ustala priorytety, a nie organizacje, których teoretycznie jest taka rola. Szkoda, że bez tych dotacji ngo ma małe szanse na przetrwanie, co jest wspierane? Oddolne inicjaytywy czy dobrze kręcący się system...

inspiracje szkolne

Wracamy do liceum, czasu do którego mam niesamowity sentyment. Tym razem staniemy po drugiej stronie biurka, w sumie to biurka się pozbędziemy niczym zbędnej bariery między ludźmi. Przygotowaliśmy program dla maturzystów wspierający wydobywanie i rozwój talentów, wzmacniający poczucie własnej wartości. Motywujący do podążania za swoimi marzeniami. Ponadto chcemy pokazać im bogactwo możliwości jakie rozpościera się przed ich oczami, które często są ślepe na inne od "standardowych" rozwiązań. Zaczęło się od pomysłu, program napisaliśmy, jeszcze konsultacje i akredytacje i ruszamy. No oczywiście jeszcze musi rok szkolny ruszyć:) ... a to już bliziutko...

niedziela, 29 sierpnia 2010

i kto tu rządzi? - wywrotowe emocje

Czasem nadchodzą znienacka, czasem zalewają nagłą falą, która niespodziewana, wysoka i gwałtowna, równie szybko odchodzi. Zdarzają się takie związane z konkretnymi sytuacjami, momentami w życiu, osobami. Nieodgadnione źródło wybija czasem niepostrzeżenie, trzeba uważać by nie stracić głowy. Straciłam, emocje oszukały moje zmysły i logiczny umysł. Wpadłam w pułapkę własnych emocji, których nie znałam do tej pory. Agresja... dużo agresji, tłamszonej przez lata, przykrytej maską grzecznej dziewczynki, szczelną przykrywką. A teraz wrze, kipi, krzyczeć mi się chce a nawet jak mam na kogo (jak namolni panowie w klubie) to nie mam śmiałości na pełne wyrażenie swoich emocji tj. wydrzeć buźkę ;) Kiedyś wykorzystywane metody, takie jak wysiłek, sztuka, niestety jedzenie... nie działają. Trzeba spróbować inaczej może po Procesowemu (Psychologia Zorientowana na Proces) wzmocnić agresję, stać się nią i odkryć jaka za tym płynie informacja... Spróbuje co mi szkodzi;)

piątek, 27 sierpnia 2010

Chleb pszenno – żytni (przepis na 2 foremki „keksówki”)

Jestem w amoku pieczenie swojego chleba, smak bez porównania o niebo lepszy, wartości odżywcze chyba wiadomo ;)
Oprócz przepisu warto wiedzieć pewne podstawowe zasady BHP:) Chleb pieczemy w foremkach bez papierów itp, po upieczeniu od razu wyciągamy z foremek i przykrywamy ściereczką. Dobrze, żeby chleb miał przewiewną atmosferę niesprzyjającą powstawaniu na powierzchni nowego życia:)

A oto mój chlebek przed i po pieczeniu:


Składniki:
- ½ kg mąki pszennej razowej
- 1 kg mąki żytniej
- 5 łyżeczek soli
- 5 łyżek płatków owsianych
- 3 łyżki pestek dyni
- 3 łyżki słonecznika
- 3 łyżki siemienia lnianego
- 5-6 szklanek wody letniej
- Zakwas

Sposób przyrządzenia

A teraz wszystkie składniki łączymy i ugniatamy ciasto. Kiedy już zaczyna przypominać w miarę jednolitą masę odkładamy troszkę do słoika – co w niedalekiej przyszłości posłuży nam jako zaczyn do następnego pysznego chleba.
Resztę – znacznie większą, przelewamy bądź przekładamy do przygotowanych wedle uznania foremek. Można posypać je płatkami owsianymi, makiem, sezamem, pestkami dyni, można puścić wodze fantazji by nasz wypiek wyglądał oryginalnie przynajmniej przez chwilę, bo szybkość zjadania chleba jest duża.
Te pięknie przygotowane foremki odstawiamy w ciepłe miejsce na około 8-9 godzin i dajemy w spokoju rosnąć. Naprawdę nie przyspieszymy zaglądając niecierpliwie co 5 minut.
Po tym długim czasie oczekiwania wkładamy ciasto do nagrzanego piekarnika i pieczemy w temperaturze 180º C przez 1 h 15 minut – jeśli ktoś woli 75 minut.
I po tym czasie nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Wam SMACZNEGO!!

pieczątka

przypieczętowaliśmy ostatni krok po formalnościach:) a wyglądało to tak 1,5 miesiąca czekania na KRS z sądu... z kilkukrotnym nachodzeniem i motywowaniem do "szybszego" obrotu sprawy. Niestety ta instytucja okazała się bardzo skrupulatna, pilnowała najmniejszego przecinka czy cudzysłowia ;) Po długich tygodniach oczekiwań, odwiedzin i poprawek otrzymaliśmy upragniony wypis. Kolejne kroki: REGON - od ręki, Bank - bezproblemowo na już, NIP - 1 dzień z zawiadomieniem telefonicznym, no i pieczątka - 1 dzień. Z panem od pieczątek trochę posiedzieliśmy nad projektem graficznym, bo zależało nam na tym, żeby po prostu była ładna. Pan lekko podirytowany, a pod koniec z 30zł podskoczył do 35... my na to, że co innego mówił i tak nie w porządku. Ogólnie pan próbował nas namówić, na wizytówki, więcej pieczątek itp. Mówimy mu jesteśmy organizacją non profit nie mamy funduszy. A on zasłania się rachunkami, wodą, prądem.... My przecież też musimy płacić, a chcemy też robić coś ponadto. Zawsze można wybrać, a jak się już wybierze to nie mieć pretensji do całego świata, że się popełniło gafę...

środa, 25 sierpnia 2010

3 dni na laury

właśnie skończyliśmy 3dniowe oczyszczanie kości i stawów. Kolejny raz możemy podzielić się prostą metodą. Przepis jest następujący przez 3 dni, pijemy napar z 5g liścia laurowego. Rano kruszymy bądź mielimy liście, wrzucamy do wrzątku i na małym ogniu gotujemy przez 5 min. Przelewamy przez sitko napar do termosu i popijamy napój przez cały dzień małymi łyczkami co 15-20 min. Jeśli chodzi o smak to bardzo dobry, ale nie można wypić za dużo na raz bo można dostać krwotoku. Mocz może przybierać barwę od zielonkawego do czerwonego... podkreślam, bo Jacek się przestrszył czerwonego koloru. A jest jedno zalecenie, żeby w tym czasie nie jeść białka zwierzęcego. Kości i stawy mogą boleć i rzeczywiście trochę to czuć. Dodatkowo można lekko odczuć właściwości halucynogenne liścia laurowego, jednak nie ma co się nastawiać na wielkie odjazdy. My mieliśmy wachania energii, jak była potrzeba to dawaliśmy sobie czas na odpoczynek, choć krótki ;)

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

FUNDACJA

narodziny naszego dzieciątka:) Fundacja ma już swoje numery, dopełniliśmy już praktycznie wszystkich formalności, a jest ich nie mało. W sznureczku urzędowo - sądowo - bankowym napotkaliśmy wiele życzliwości i uprzejmych ludzi, jednak to wszystko zależy od człowieka, a nie instytucji na szczęście! To ruszamy, szkolimy w międzyczasie siebie i działamy w duchu naszej organizacji. Zabieramy się też za stronkę, na której będzie można znaleźć szczegółowe informacje. Teraz przed nami pierwsze miesiące opieki nad maleństwem, zanim podrośnie i będzie żwawo kroczyć w świecie społeczno - kulturalnym:)

niedziela, 22 sierpnia 2010

Dni pokoju na Dąbrówce

.... Dąbrówka Europejską Prowincją Kultury... Jest! http://em-blog-nicole-sloma.blog.onet.pl/dzien-pokoju-Dabrowka,2,ID412682071,n Przekonaliśmy się na własnej skórze spędzając dwa wieczory w upojnych klimatycznych dźwiękach. Wielki szacun dla organizatorów i artystów bo koncerty i oprawa naprawdę na najwyższym poziomie. Dodatkowo swojski klimat, jedzonko, ogniska, lampiony... nawet luneta dzięki, której powędrowaliśmy po księżycu. Bębny bębniły, zespoły grały i śpiewały, ogień trzaskał, wizualizacje wciągały w inną przestrzeń a na koniec tańce do rana... To trzeba przeżyć i wielu tak uczyniło bo frekwencja była imponująca. A ja nadal jestem pod wrażeniem zwykłego do tej pory mieszczucha, który coraz mocniej zachwyca się wsią i jej wysoką kulturą. Ludźmi, którzy wspólnie potrafią zrobić wielkie wspaniałe rzeczy. Po tym weekendzie na Dąbrówce, rozmarzyłam się i mocniej zatęskniłam za sielskim życiem... ;)

środa, 18 sierpnia 2010

co Ci leży na wątrobie

ciąg dalszy oczyszczania, tym razem wątroba, którą oczyszczaliśmy metodą dr Clark.
czego potrzebujesz: oliwy, grejpfruta, soli gorzkiej, toalety i odpoczynku:) łatwe? a dokładny
przepis min na stronie: http://naturafall.pl/oczyszczanie
Sposób naprawdę prosty i dość przyjemny, a efekt imponujący... oczyszczanie widać i słychać ...i to dosłownie... plum plum. Następnego dnia znaleźliśmy... hm wiecie gdzie, to o czym pisała dr Clark w przepisie. Trudno uwierzyć ile złogów nosimy na co dzień i nawet nie jesteśmy ich świadomi. Byliśmy w szoku, że w naszych wątrobach były takie kamyczki. Warto pomóc naszemu organizmowi tym bardziej, że metody, które tutaj przytaczamy są bardzo proste, szybkie i można je wkomponować w weekend. Potrzebny jest przynajmniej jeden dzień na odpoczynek, bo rzeczywiście byliśmy wymęczeni, nawet bardziej niż przy oczyszczaniu jelita. Teraz przed nami stawy i kości... :)

niedziela, 15 sierpnia 2010

Jabłkowy zawrót głowy


Jedna jabłonka... setki jabłek, cztery ręce, trzy skrzynki. Tak się przedstawia krótki opis naszego jabłkobrania. Przez kilka dni rozkoszowaliśmy się wspaniałym smakiem papierówek, a jeszcze nam mnóstwo zostało. Nastawiliśmy ocet, upiekliśmy szarlotkę i jeszcze mamy do konsumpcji bieżącej :)
Do wartości jabłek chyba nie muszę nikogo przekonywać, ale chętnie podzielę się inspiracją z książki M. Tombaka "Uleczyć nieuleczalne" który przytacza wschodnią mądrość, która głosi: „Każdego dnia zjedz jabłko, a nie będziesz potrzebował lekarza”.

A jak zjesz jedno na czczo przynajmniej 15 min przed śniadaniem to pobudzisz trawienie i oczyszczanie z toksyn. Oprócz przyjemności ze smaku tyle dobrego można zrobić dla swojego zdrowia. Z własnego doświadczenia wiem, że najlepiej jeść jabłka na czczo, po posiłku niestety będą gnić w jelitach i będą powodować wzdęcia. Jeśli nachodzi wielka ochota na jabłko wieczorem, lepiej je upiec np. z cynamonem, goździkami, żurawiną a jak wystygnie polać miodem.
Jabłka są bardzo wdzięcznym produktem do kulinarnych eksperymentów, można wydobywać z nich słodycz, kwaśność, rześkość... a najlepiej jeść świeżo zerwane z drzewa ;)
Smacznego!!

Poniżej podaję przepis na ocet jabłkowy zaczerpnięty z książki M. Tombaka:
1. Jabłka ścieramy na tarce a otrzymaną miazgę, razem z gniazdami nasiennymi, wkładamy do kamionki lub dużego słoja.

2. Na każde 800g miazgi dodajemy 1 litr przegotowanej schłodzonej wody, 10 dag miodu, 1 dag drożdży piekarniczych razem z 20g podsuszonego czarnego chleba.

3. Naczynie przykrywamy gazą i odstawiamy na 10 dni w ciepłe miejsce (fermentacja zachodzi w temperaturze 20-30st C), kilka razy dziennie mieszając zawartość drewnianą łyżką. Po 10 dniach filtrujemy płyn przez gazę i przelewamy do umytego naczynia z szeroką szyjką. Na każdy litr zlanego soku dodajemy 80g miodu i odstawiamy do dalszej fermentacji (25-30st C).

4. Po około 6 tygodniach (płyn powinien zjaśnieć) przecedzamy ocet i rozlewamy go do wyparzonych butelek, szczelnie zamykamy i przechowujemy w chłodnym, ciemnym miejscu.

Inny przepis można znaleźć tutaj:
(http://gotowanie.onet.pl/28383,0,1,ocet_jablkowy,ksiazka_przepis.html)

środa, 11 sierpnia 2010

Permaculture for ever!


W czasie wyjazdu i szkolenia każdy miał kilka wystąpień, o swoim NGO, o przykładach zrównoważonego rozwoju (sustainable development) w swoim mieście i swoim kraju. Nas temat porwał. Jako chętni przygotowaliśmy prezentacje na temat naszego zrównoważonego stylu życia. Jak już pisaliśmy z wystąpieniem o Polsce daliśmy się zaskoczyć, natomiast mamy wrażenie, że zabłysnęliśmy w innych przestrzeniach. Możemy śmiało powiedzieć, że nasze prezentacje nie pozostawały dla nikogo obojętne a dla większości okazały się być wielką inspiracją. Wywoływaliśmy nie raz zagorzałe dyskusje, prowokowaliśmy przykładami, łamaliśmy schematy, otwieraliśmy na zupełnie nowe wyobrażenia o życiu, nie raz podnosząc temperaturę na sali. Zadziwiające było, że młodzi ludzie (18-21lat) tak mocno tkwią w jednym wyobrażeniu o przyszłości, które jest prostym przedłużeniem obecnej codzienności. Bardzo dużym pozytywnym dla nas zaskoczeniem okazało się, że wdarliśmy się jakimś tajemniczym sposobem do tych młodych wyobraźni, robiąc przestrzeń dla nowych myśli i wizji. Dzieląc się z nimi naszą wiedzą i doświadczeniem otworzyliśmy ich na koncepcję samowystarczalności, życia w zgodzie z naturą, ekologii, permakultury. Młodzi ludzie pytali, podchodzili po zajęciach chcąc dowiedzieć się więcej. Z wielka radością rozsiewaliśmy ziarna wiedzy w tych młodych entuzjastycznych umysłach przekonując, że jest o wiele więcej rozwiązań niż te które widzą w TV czy gaztech. Na koniec, usłyszeliśmy od wielu uczestników, że spotkanie było dla nich bardzo ważne i staliśmy sie dla nich wielką inspiracją. A hasło „Permaculture for ever!” stało się sloganem wyjazdu. Podsumowując trening.....gospodarze przygotowali w tym międzykulturowym tyglu bardzo fajną, otwartą i zintegrowaną płaszczyznę z dobrymi choć JEDNOwymiarowymi podstawami teoretycznymi (poczuliśmy przytłaczającą moc pieniądza) w której my rozwinęliśmy merytoryczne skrzydła innych wymiarów, wprowadzając uczestników w nowe dziedziny zrównoważonego rozwoju...uff długie zdanie mi wyszło;).... Zręcznie balansowaliśmy między sustainable development a sustainability;). To było piękne doświadczenie, zaskakujące i muszę przyznać, że .... poruszające, kiedy obserwowałem otwierające sie młode umysły ;)

Świadome jedzenie a mechanizm wyparcia


Jedzenie w Rumunii nie było wybitnie zrównoważone. Wybraliśmy sobie opcje wegetariańską. Pozostali męczyli się z mięsem praktycznie do każdego posiłku (3 razy dziennie)...aż do przesytu. Niektórzy wymiękali i przechodzili na naszą zieloną stronę. Wegetariańskie też nie było za bardzo wegetariańskie.... brakowało surowych owoców i warzyw, praktycznie wszystko było gotowane a przy temperaturach powyżej 30st każdy pocił się przy posiłku jak w saunie. Opcja vege nadal jest interpretowana jako posiłek bez mięsa, a nie zdrowe rozwiązania warzywno-owocowe, co pokutowało przesytem ziemniaków, frytek, klusek, słodkich ciast... Oczywiście jak to bywa w tego typu przypadkach pojawiły się pytania dlaczego nie jemy mięsa. W takim środowisku (większość społecznicy, wolontariusze organizacji pozarządowych, walczący o równość praw) wydawało mi się, że to podstęp, taka gra, że mnie po prostu testują. Potrzebowałem jednak zadziwiająco głęboko poruszyć kwestię praw zwierząt, podkreślić, że nie zgadzam się na ich takie traktowanie, jak to się ma podczas masowej produkcji mięsa, więc nie wspieram zbiorowych rzezi swoimi wyborami... Niby naturalne a wciąż takie zaskakujące. Wyobraźcie sobie wizytę w takim miejscu masowej zagłady. Już? (dla mniej wprawionych pomoc dydaktyczna: jak traktuje się pisklaki: http://www.youtube.com/watch?v=9Ll83B5AhDU, tutaj znacznie mocniejszy film o dostawcach KFC: http://www.youtube.com/watch?v=UJ8iL3sx60M, kolejny mniej już drastyczny o produkcji brojlerów w Europie: http://www.youtube.com/watch?v=rpbtBgLfl90) Ilu z was byłoby w stanie zjeść po takim doświadczeniu kurczaka z KFC, proszę podnieść rękę? Zadziwiające jak trudno jest czasami pobudzić swoją wyobraźnię, ogarnąć elementy rzeczywistości schowane przed ludzkim wzrokiem aby odkryć, że nieświadomie uczestniczy się w działaniu gwałcącym nasz systemem wartości. Eh te wspaniałe mechanizmy obronne, ten to ma chyba nawet swoją fachową nazwę... wyparcie, czy jakoś tak;) (więcej: http://pl.wikipedia.org/wiki/Wyparcie). A przecież będąc na końcu łańcuszka, płacąc... może lepiej zabrzmi głosując, swoimi pieniędzmi wspiera się taki proceder, takich ludzi, taki mechanizm. I naiwne jest chyba tłumaczenie, że w reklamie tego nie było....

No tak miałem przecież pisać o naszych naturalnych posiłkach. Z Rumunii pojechaliśmy prosto na wieś, gdzie czekały na nas pachnące i soczyste papierówki. Wokół rozrosły się: krwawnik, mlecz, pokrzywa i szczaw a w ogródku radośnie czerwieniła się rzodkiewka. W końcu możemy wrócić do swojego naturalnego, pełnego wartości odżywczych, zapachów i głębokich smaków jedzenia. Spożywanie takich posiłków w naturze w otoczeniu przebogatej symfonii odgłosów zwierząt i zapachów roślin to niezwykła uczta dla wszystkich zmysłów....Mniam;).... Smacznego!!!

niedziela, 8 sierpnia 2010

Nieprzypadkowo przypadkowe spotkanie



.... zaistniało z powodu biobudownictwa. Było to dla nas spore zaskocznie. Czy głównie po to tu przyjechaliśmy? Zacznijmy jak zwykle od początku ;) Ostatniego dnia przyjechała do nas z Bukaresztu pani Dyrektor Rady Europy aby poprowadzić dla nas wykład w ramach szkolenia. Mówiła o prawach człowieka i jak są one respektowane i chronione przez prawo Europejskie.
W przypadkowej rozmowie z naszą koleżanką z Grecji, powiedziała, że chciałaby wybudować dom metodami naturalnymi. Nasza znajoma od razu wiedziała, że musi ją przekierować do nas, czuła, że to będzie owocna dla obu stron rozmowa. Gdy tylko pani Dyrektor dowiedziała się, że mówiliśmy wcześniej o tego typu technologiach, koniecznie chciała dowiedzieć się szczegółów. W tym czasie my siedzieliśmy sobie przy stoliku, na korytarzu naszego hotelu. Przygotowywaliśmy właśnie wpis do bloga. Nagle pojawiła się w korytarzu i uśmiechnięta skierowała się w naszą stronę. Przywitaliśmy ją bardzo serdecznie, bo już podczas jej wykładu doszło do kilku fajnych wymian różnych poglądów. No i zaczęło się....;) Kolejne jej pytania trafiały na bardzo żyzny grunt naszych doświadczeń i zgromadzonej wiedzy. Miała bardzo konkretną wizję projektu dla bezdomnych i rolników z biednych regionów a my krok po kroku wypełnialiśmy luki w jej obrazie niezbędnymi do jego materializacji szczegółami. Energia wibrowała od tego przepływu.
Skakaliśmy po przykładach naturalnego budownictwa, permakultury i rolnictwa biodynamicznego pokazując filmy, strony z informacjami, zdjęcia, nasze projekty. Pani dyrektor z entuzjazmem chłonęła tą wiedzę. Mieliśmy poczucie, że w końcu trafiliśmy na właściwego partnera dla naszej wiedzy i doświadczeń. Najlepiej nas rozumiała, czuliśmy, że poruszamy się w tej samej przestrzeni, nadajemy na tych samych falach. Bardzo ciekawi jesteśmy co wyjdzie z tego spotkania, czy rozwinie się w jakąś trwalszą współpracę....A może polski grunt okaże się równie entuzjastycznie otwarty...ciekawe ;)

Wieczór międzykulturowy

... czyli spotkanie tradycji i kultur: Armenii, Azerbejdżanu, Bułgarii, Grecji, Mołdawii, Polski, Rumunii, Turcji, Ukrainy i Włoch. W ten sposób mieliśmy okazję poczuć i zobaczyć nowy wymiar, jakąś inną głębie każdego z uczestników, zanurzyć się i doświadczyć unikalnego klimatu przebogatej mieszanki nowych smaków, barw, dźwięków, gestów i ruchów. Opadły iluzje naszych schematycznych i ograniczonych wyobrażeń na temat wschodnich kultur. Dowiedzieliśmy się też ciekawych rzeczy o nas samych. Założyliśmy np., że Polskim zwyczajem większość lekko potraktuje zadanie. Okazało się, że nie tylko gospodarze potraktowali sprawę nader poważnie - przystrojona duża sala, osobne stanowisko dla każdego kraju, publiczność, rzutnik z ekranem, ale niemal każdy z uczestników przygotował bogaty program na ten wieczór. Prezentacje rozpoczęła Rumunia, było na bogato, stół uginał się od tradycyjnego jedzenia, wina i rakiji. Zaproponowali film o swoim kraju, umilili czas tańcami wykonanymi przez piękne kobiety w tradycyjnych strojach, później jedna z dziewczyn przepięknie zaśpiewała ludowe pieśni. Robiło się nam gorąco, kolejne kraje zadziwiały pomysłami i sposobami przedstawiania swojej kultury. Były tradycyjne stroje, muzyka, piękne obrazy z miast i uroczych zakątków prezentowanych krajów. Każdy przygotował tradycyjne jedzenie i napoje. Tylko Grecja dorównała naszemu podejściu;)


Przyszła nasza kolej na prezentację Polski. Zaczęło się od małego zastrzyku adrenalinki;), bo okazało się, że nasze prezentacje wykonane w OpenOffice nie pokazywały obrazków po przeniesieniu do...wiadomo do czego ;). Organizatorzy przesunęli nas na koniec. Wyszło to im i nam na dobre bo w tak zwanym międzyczasie znaleźliśmy jakąś prezentację o Polsce na YouTubie, może nie była najwyższych lotów, ale okazała się i tak lepsza niż nasze kilka zdjęć wklejonych do prezentacji.


Nasz stół wyglądał już lepiej na tle innych, ogórki kiszone i niepasteryzowane piwo, albumy i foldery. Pozostali zapraszali na poczęstunek oferując kilka rodzajów tradycyjnych potraw i napojów, rozdawali upominki, można też było pooglądać foldery i obrazki. Byliśmy pod wrażeniem ich przygotowania i podejścia do tematu. Można brać przykład z tego otwartego i gościnnego wschodniego podejścia. Późniejszy poczęstunek, wspólne zdjęcia i tańce zatarły wszelkie mieszane uczucia z wieczoru i pozostawiły bardzo pozytywne wrażenia o wszystkich uczestnikach. Zapanowała iście rodzinna atmosfera. To było cenne doświadczenie móc mierzyć się ze swoimi schematami, gdy są publicznie wystawiane na tak międzykulturową próbę. Przynajmniej trochę się pośmialiśmy z siebie no i z Grecji...:)